Artykuł
Na razie zimna wojna o kosmos
Pożegnanie kosmonautów, Jiuquan, 5 czerwca 2022 r.
W cieniu walk w Ukrainie, sporów o losy Tajwanu czy kontrowersji wokół programów nuklearnych Korei Północnej i Iranu toczy się bodaj jeszcze ważniejsza dla przyszłego układu sił na świecie gra o podporządkowanie sobie przestrzeni pozaziemskiej
Niemal dokładnie rok temu generał Mark Milley, przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów USA, stwierdził w Kongresie, że przestrzeń kosmiczna jest (obok cyberprzestrzeni i rozwoju sztucznej inteligencji) kluczowym obszarem rywalizacji z Chinami i – w szerszym sensie – zapewnienia sobie potęgi i bezpieczeństwa w przyszłości. Zwrócił przy tym uwagę, że spośród tych trzech sfer to właśnie w kosmosie Chińczycy czynią ostatnio najszybsze postępy, a więc najbardziej bezpośrednio zagrażają interesom Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników.
Od Łajki po gwiezdne wojny
Przez dużą część drugiej połowy XX w. tę samą walkę toczyli Amerykanie ze Związkiem Radzieckim. Wtedy była to jednak w zasadzie rywalizacja o prestiż – zwłaszcza dla Moskwy sukcesy polegające na „byciu pierwszym” były głównie argumentem w walce informacyjnej, uzasadniały wyższość jej systemu polityczno-ekonomicznego nad „zgniłym Zachodem”, kapitalizmem i liberalnymi demokracjami. USA nieco przespały pierwszą fazę, ale gdy już się ocknęły, odpowiedziały z przytupem, rekompensując sobie radziecką radość ze Sputnika, Łajki i Jurija Gagarina lądowaniem na Księżycu w 1969 r. ZSRR zareagował we właściwy sobie sposób: rozwinął akcję dezawuowania sukcesu rywali, w tym podważania prawdziwości całej operacji. Ślady tych działań przeżyły swych pomysłodawców – krążą w zakamarkach internetu po dziś dzień w postaci spiskowych teorii, jakoby lądowanie na Srebrnym Globie było sfilmowaną w hollywoodzkim studiu mistyfikacją. Kłamstwa na ten temat od początku miały krótkie nogi, ale pewnie poprawiały humor kremlowskim dostojnikom.