Artykuł
Gdy wolnorynkowiec spotyka niedźwiedzia
Baribale szybko nauczyły się, że przy człowieku znajdą mnóstwo pożywienia
W małym amerykańskim miasteczku miała powstać libertariańska utopia. Ale nikt nie uprzedził o tym mieszkańców okolicznych lasów
Z Matthew Hongoltzem-Hetlingiem rozmawia Jakub Dymek
Czy jeśli niedźwiedź zje libertarianina, to dlatego, że chciała tak niewidzialna ręka wolnego rynku?
Jeśli uważamy, że ona macza swoje palce we wszystkim, to niewykluczone. Ale w czasie, gdy zajmowałem się libertarianami i niedźwiedziami, na szczęście żadnego z tych pierwszych nie pożarł przedstawiciel tych drugich. Choć, niestety, wskutek wzbudzonej przez wolnorynkowców niedźwiedziej aktywności w Grafton w stanie New Hampshire ucierpieli najbiedniejsi, samotne emerytki oraz przedstawiciele najbardziej narażonych na wykluczenie grup społecznych. Co samo w sobie jest lekcją o tym, że w wolnorynkowej utopii, jaką wymarzyli sobie bohaterowie mojej książki, poradzi sobie tylko sprawny, zdrowy, młody mężczyzna z bronią.