Wyszukaj po identyfikatorze keyboard_arrow_down
Wyszukiwanie po identyfikatorze Zamknij close
ZAMKNIJ close
account_circle Jesteś zalogowany jako:
ZAMKNIJ close
Powiadomienia
keyboard_arrow_up keyboard_arrow_down znajdź
removeA addA insert_drive_fileWEksportuj printDrukuj assignment add Do schowka
comment

Artykuł

Data publikacji: 2022-07-29

Zaśpiewaj mi o śmierci

Zespół Polskie ZnakiZespół Polskie Znaki

To nie jest łatwy temat. Popkultura woli o nim nie przypominać. A kiedy już to robi, najczęściej sięga po dawne motywy i historie

Generalnie jest teraz spoko / Zapomniałem już dość sporo / Zakochałem się na nowo / W brukowej gazecie i internecie” – śpiewał Artur Rojek z zespołem Myslovitz w piosence „Miłość w czasach popkultury”. Był 1999 rok. Ironiczny ton wobec takiego odbierania świata dziś musiałby być jeszcze mocniejszy. Media społecznościowe utrwaliły w długo nienękanych najgorszymi katastrofami społeczeństwach hedonizm. A współczesna muzyka głównego nurtu omija co trudniejsze zagadnienia, na czele ze śmiertelnością. Nie zawsze tak było.

Sztuka dobrego umierania

„Słońca jakby mniej” Budki Suflera było pożegnaniem z Anną Jantar, która zginęła w katastrofie lotniczej w 1980 r. W refrenie „Czasu ołowiu” (też w wykonaniu Budki) pojawia się wyliczanka nazwisk przedwcześnie zmarłych znanych muzyków i aktorów. W oryginalny sposób z tematyką śmierci uporała się Coma, porównując proces umierania do spadania, wyskakiwania z formy, jaką jest ciało (utwór „Spadam”).

Chyba największym przebojem muskającym tę tematykę (nie licząc „Ewki” Perfectu, która uchodzi za jedną z wielu „piosenek o miłości”, bo mało kto się w niej dosłuchał wątku samobójstwa) był „Zegarmistrz światła” Tadeusza Woźniaka, który wygrał nawet opolski festiwal w 1972 r., choć autor tekstu Bogdan Chorążuk zarzekał się, że nie o śmierci jest tam mowa – raczej o barwach nicości i wyobrażeniu sobie, w jakim kolorze maluje się to, co widać po przejściu na drugą stronę.

Podobnego plastycznego zabiegu użył jakiś czas temu Tomasz Budzyński (kojarzony głównie z zespołem Armia), który na okładce solowej płyty „Toń” usiłował namalować życiowy mrok. Wyszła z tego rozlewająca się lawa, otwierająca się otchłań, jakaś totemiczna skamielina, dym, woda, głębia – w sumie nie za bardzo wiadomo co. – Może to jest ta otchłań, która patrzy na ciebie, jak mówił Nietzsche. To nie jest tak, że mrok mnie fascynuje. Po prostu żyję w świecie, w którym jest mrok i grzech i ja go dostrzegam – przekonywał mnie Budzyński.

close POTRZEBUJESZ POMOCY?
Konsultanci pracują od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00 - 17:00