Wyszukaj po identyfikatorze keyboard_arrow_down
Wyszukiwanie po identyfikatorze Zamknij close
ZAMKNIJ close
account_circle Jesteś zalogowany jako:
ZAMKNIJ close
Powiadomienia
keyboard_arrow_up keyboard_arrow_down znajdź
removeA addA insert_drive_fileWEksportuj printDrukuj assignment add Do schowka
comment

Artykuł

Data publikacji: 2022-07-01

W Ukrainie jest jak w Syrii

Rauli Virtanen fiński korespondent wojenny, dokumentalista, autor książek i wykładowca akademicki. Borodianka kwiecień 2022 r.Rauli Virtanen fiński korespondent wojenny, dokumentalista, autor książek i wykładowca akademicki. Borodianka kwiecień 2022 r.

Jestem zawiedziony krajami Zachodu, w tym także Finlandią. Przecież wiedziały, jakim Putin jest człowiekiem, co robił w innych krajach. Jak traktuje opozycjonistów i jakie ma plany ekspansji. Na to wszystko przymykano oko

Z Raulim Virtanenem rozmawiają Jędrzej Dudkiewicz i Jakub Styczyński

Podobno jest pan pierwszym człowiekiem, który odwiedził każdy kraj na świecie – w 1988 r., kiedy było ich 170, i teraz, kiedy jest ich 195.

Niechętnie się tym chwalę, bo większości nigdy nie będzie dane tego doświadczyć.

Ale teraz wrócił pan właśnie z Ukrainy, a wcześniej dokumentował pan konflikty na całym świecie. Co skłoniło młodego Fina, żeby 50 lat temu wyruszyć do Wietnamu i relacjonować wojnę?

Miałem 24 lata i byłem dziennikarzem działu zagranicznego. W tamtym czasie byłem bardzo nieśmiały i wyszedłem z założenia, że najlepiej będzie się z tej przypadłości wyleczyć, skacząc na głęboką wodę. Odbyłem 10-miesięczną samotną podróż po obu Amerykach. Gdy wróciłem w 1972 r., w Wietnamie nie było jakiegokolwiek korespondenta z Finlandii. Przekonałem więc redaktorów, żeby wysłali mnie. Miałem za zadanie przybliżyć rodakom obraz wojny oraz jej wpływ na dotkniętych przemocą ludzi.

Jakie miał pan oczekiwania względem tego wyjazdu?

Te kilka tygodni w Wietnamie wywarło na mnie olbrzymi wpływ. Oczekiwań dziś już zupełnie nie pamiętam, ale i tak bardzo szybko zostały rozbite przez wyjątkowe okrucieństwo tego konfliktu. Chyba nikt nie jest gotowy, aby oglądać rozczłonkowane ciała po bombardowaniu w Da Nang czy okaleczone dzieci w szpitalu. Redakcja prosiła mnie, żebym dokumentował takie obrazy, ale z początku nie byłem w stanie tego robić. Prawie mdlałem i musiałem szybko wychodzić, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Ale ten wyjazd był jednocześnie niezwykłą przygodą. Latałem amerykańskimi helikopterami nisko nad rzeką Mekong. Z otwartymi drzwiami i ze strzelcami obsadzonymi na stacjonarnych karabinach maszynowych. To było dokładnie tak, jak można było później zobaczyć w „Czasie apokalipsy” albo w „Łowcy jeleni”. Dla mnie to była rzeczywistość. Żołnierze zostawiali mi na noc w chatce karabin, na wypadek gdyby nasz obóz został zaatakowany, ale przez myśl mi nawet nie przeszło, aby go tknąć. Ta mieszanina emocji i doświadczeń sprawiła, że zdecydowałem się relacjonować inne konflikty. Chciałem się koncentrować na ukazywaniu okropieństw wojny, a nie na aspektach militarnych. Wolałem poznawać historie cywilów, niż wysłuchiwać politycznych deklaracji.

close POTRZEBUJESZ POMOCY?
Konsultanci pracują od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00 - 17:00