Artykuł
Tego potwora już znam
12 lutego 2021 r., tłumy klientów przed karczmą na zakopiańskich Krupówkach, która otworzyła się pomimo obostrzeń
Przeżyjemy inflację, Polski Ład i czort wie, co jeszcze – przekonuje gospodyni, która sprzedaje oscypki i gorącą zupę przy drodze w kierunku stoków narciarskich. W niej strach budzi tylko widmo kolejnego lockdownu
Walka będzie trudna, ale ją wygramy. Bo my walczymy o polskie rodziny – mówił kilka dni temu na konferencji prasowej Mateusz Morawiecki, zapowiadając wprowadzenie od 1 lutego na pół roku m.in. zerowej stawki VAT na żywność, 8-procentowego VAT na paliwo, a 5-procentowego na prąd i ciepło. Przekonywał, że choć inflacja nie zniknie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, to z polskich sposobów na walkę z drożyzną powinny czerpać inne kraje UE. Jego zapewnienia nie znalazły zrozumienia wśród polityków opozycji, którzy upatrują nad głowami pracodawców czterech jeźdźców gospodarczej apokalipsy: pandemię, inflację, ceny energii i Polski Ład.
Za masło jak za prąd
Czy podobnie widzą to sami przedsiębiorcy? Zacznijmy od ostatniego z jeźdźców – Polskiego Ładu. Kamil Sakałus, dyrektor zarządzający w restauracji Schronisko Bukowina, przyznaje, że lista niewiadomych związanych z tą reformą jest długa. Dotyczy np. kwestii wynagrodzeń pracowników. W gastronomii często się zdarza, że ludzie pracują w kilku miejscach. Jak ich rozliczać? Księgowy górskiej restauracji wciąż się nad tym głowi.