Artykuł
Zatoka paradoksów
Protest w Waszyngtonie przeciwko działalności obozu w Guantanamo. 11 stycznia 2007 r.
Obóz w Guantanamo kończy 20 lat. Dziś przebywa w nim 39 coraz starszych mężczyzn, z którymi nikt nie wie, co zrobić
Mężczyzna w pomarańczowym kombinezonie klęczy na ziemi za drutem albo prętami klatki. To jeden z najbardziej ikonicznych obrazów początku XXI w. Rozpoznają go bez trudu ludzie na całym świecie, nawet jeśli nigdy nie interesowali się amerykańską polityką czy sprawami międzynarodowymi. Guantanamo – kawałek terytorium USA nad kubańską zatoką o tej samej nazwie – już raczej nigdy nie będzie kojarzył się z przejrzystą wodą, egzotycznymi krajobrazami ani nawet piosenką „Guantanamera”.
Baza Marynarki Wojennej i Obóz Zatrzymań w Zatoce Guantanamo przez ostatnie 20 lat stały się symbolem. Najpierw determinacji administracji George’a Busha, by jak najszybciej zamknąć autorów zamachów z 11 września 2001 r. Szybko przeistoczyły się w symbol porażek w wojnie z terrorem – tortur, łamania praw człowieka, lekkomyślnie rzucanych podejrzeń i odpowiedzialności zbiorowej. Jeszcze później wielkiej cezury i odcięcia się od przeszłości, gdy Barack Obama obiecał zamknąć ośrodek zatrzymań. Ale tego nie zrobił. Guantanamo stało się więc też symbolem okrucieństwa i niesłowności Amerykanów, które organizacje terrorystyczne i bojówki skutecznie wykorzystywały w swojej propagandzie.
W końcu zaś nieszczęsna baza na Kubie stała się pomnikiem wiecznej wojny. Osama bin Laden nie żyje, Amerykanie wyszli z Afganistanu, na świecie jest już całe pokolenie, które nie pamięta czasów sprzed zamachów na WTC, a Guantanamo wciąż istnieje.