Artykuł
Album ze zdjęciami z kosmicznego dzieciństwa
Rozłożone zwierciadło Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba
Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba pozwoli nam spojrzeć w przeszłość wszechświata dokładniej niż jakikolwiek inny instrument, który posłaliśmy w przestrzeń kosmiczną lub zbudowaliśmy na Ziemi
Wyobraźmy sobie, że podczas świąt dopadła nas nostalgia i zaczęliśmy oglądać albumy ze zdjęciami. Przewracając kartki, cofamy się w czasie – matura, liceum, podstawówka, komunia, pierwsza gwiazdka, chrzest, narodziny. Jeśli Kosmiczny Teleskop Jamesa Webba można do czegoś porównać, to do urządzenia, które pozwoli nam zobaczyć „kosmiczną pierwszą komunię”.
Na razie teleskop pędzi przez kosmos z prędkością niemal 2 tys. km/h – w każde 10 minut pokonuje taką odległość jak z Warszawy do Władysławowa. W dniu, kiedy to wydanie trafi do kiosków, będzie miał już za sobą większość liczącej 1,5 mln km podróży – do pokonania zostanie mu jedna trzecia. Do celu (punktu L2) powinien dotrzeć pod koniec stycznia.
Często mówi się, że podróż jest równie ważna jak cel – i w tym przypadku jest to powiedzenie prawdziwe. Trzydzieści dni lotu ma służyć nie tylko temu, żeby teleskop przemieścił się z punktu A do punktu B. To także czas, w którym urządzenie ma osiągnąć docelowe wymiary – Webb jest tak duży, że do wynoszącej go rakiety zmieścił się po złożeniu (średnica jego zwierciadła ma 6,5 m; to dwa i pół razy więcej nie zwierciadło teleskopu Hubble’a). Teraz musi się rozłożyć, a w środę powinien zakończyć się jeden z najbardziej delikatnych etapów tego procesu – rozsunięcie osłony cieplnej wykonanej z pięciu warstw specjalnego tworzywa sztucznego (to ten dziwny niby żagiel u podstawy).