Artykuł
opinia
Wybory – łatwiej wygrać niż przenieść
PiS zapowiada, że z poselskim projektem ustawy przesuwającym wybory samorządowe na wiosnę 2024 r. wyjdzie najpóźniej w połowie lipca. Jak słyszymy, projekt będzie raczej miał charakter „blankietowy”, tzn. nie będzie w nim wskazania konkretnego terminu wyborów, lecz zapewnienie premierowi (który te wybory zarządza) większej elastyczności przy ustalaniu, kiedy się one odbędą. W debacie dotyczącej zasadności tego ruchu pojawia się jednak sporo kwestii wymagających wyjaśnienia. Oto najważniejsze z nich:
Konstytucja chroni kadencję JST. To argument, który już się pojawia i na pewno będzie wracał, jeśli projekt trafi do Sejmu. W tym kontekście krytycznie o ustawie wypowiadał się prezydencki minister Andrzej Dera. Sama ustawa zasadnicza w kontekście wyborów i kadencji władz samorządów jest bardzo lakoniczna. Odmiennie niż w przypadku parlamentu czy prezydenta nie mówi o długości kadencji, odsyła w tej kwestii do ustaw. To m.in. dlatego zwolennicy zmiany wywodzą, że trudno mówić o niezgodności z czymś, co nie jest zapisane. Co najwyżej kadencja nie powinna być skracana, by nie zmieniać reguł w trakcie gry na niekorzyść obecnie wybranych. Rodzi się jednak pytanie, co na to ci wyborcy, którzy chcieliby jak najszybciej zmienić obecne władze gmin czy powiatów. To jeden z powodów, dla których pojawia się konkurencyjny pogląd. Konstytucjonalista dr hab. Ryszard Piotrowski podkreśla, że przedłużenie kadencji samorządów jest w konstytucji uregulowane i dotyczy tylko wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. A skoro tak, to w