Wyszukaj po identyfikatorze keyboard_arrow_down
Wyszukiwanie po identyfikatorze Zamknij close
ZAMKNIJ close
account_circle Jesteś zalogowany jako:
ZAMKNIJ close
Powiadomienia
keyboard_arrow_up keyboard_arrow_down znajdź
removeA addA insert_drive_fileWEksportuj printDrukuj assignment add Do schowka
comment

Artykuł

Data publikacji: 2024-04-05

Oczekiwana zmiana miejsc

Analizowanie poglądów ekonomicznych największych partii w Polsce nigdy nie było specjalnie użyteczne, ale obecnie już zupełnie nie ma sensu. Prawo i Sprawiedliwość, podobnie jak Koalicja Obywatelska mogą być liberalne w jednej kwestii, a prosocjalne, neoliberalne czy etatystyczne w innych. Zdanie na poszczególne tematy potrafią zaś zmienić w ciągu kilku tygodni. Trochę jak bokserzy, którzy krążą po ringu i zadają ciosy z tej strony, z której akurat najłatwiej trafić przeciwnika. Nikt nie rozlicza ich przecież z tego, czy częściej używają lewego sierpa, czy prawego prostego. Ważne, by cios trafił w cel. Identycznie jest w polskiej polityce. Tyle że od ostatniej kampanii parlamentarnej stało się to wręcz nieznośne.

Można było już zapomnieć, że przez niemal osiem lat rządów PiS największa partia liberalna, jej zwolennicy i zaprzyjaźnieni eksperci nieustannie wytykali rządowi Mateusza Morawieckiego rozrzutność, strasząc tzw. scenariuszem greckim. Podczas kampanii do Sejmu mieliśmy po raz pierwszy zamianę miejsc. PiS złożył zaledwie kilka – i to mało spektakularnych – obietnic, takich jak lepsze posiłki w szpitalach i bezpłatne autostrady. KO prezentowała nowe pomysły właściwie co tydzień. Czegóż tam nie było: kredyt hipoteczny 0 proc., babciowe, hojne podwyżki dla budżetówki, dwukrotny wzrost kwoty wolnej, wakacje dla przedsiębiorców i wiele innych. Według obliczeń Centrum Analiz Ekonomicznych (CenEA) ich łączny koszt wyniósłby 53,4 mld zł, czyli więcej niż propozycje Lewicy (33 mld zł) i Konfederacji (38 mld zł).

close POTRZEBUJESZ POMOCY?
Konsultanci pracują od poniedziałku do piątku w godzinach 8:00 - 17:00