Artykuł
Mistrzowie wymazywania
Nie było żadnego symbolicznego upamiętnienia ofiar pandemii. Nie mamy nawet języka, by o nich mówić. A bez tego trudno przeżywać żałobę
z Cvetą Dimitrovą rozmawia Klara Klinger
Pamięta pani, co się wydarzyło 4 marca 2020 r.?
Początek pandemii, pierwszy chory?
Tak. Kiedy zadałam to samo pytanie jednemu z polityków PO, nie miał pojęcia, co się wtedy wydarzyło. Dla mnie to niezrozumiałe. Przecież w czasie pandemii zmarło 120 tys. osób.
W Stanach Zjednoczonych przeprowadzono badania, według których śmierć jednego człowieka dotyka około dziewięciu osób z jego otoczenia. U nas oznaczałoby to ponad milion ludzi. A chorzy umierali w czasie pandemii nie tylko na COVID-19. Dane wskazują na dużą liczbę nadmiarowych zgonów. Trzymając się zatem amerykańskich wyliczeń, śmiercią bliskiej osoby dotkniętych zostało w Polsce ponad 2 mln ludzi. Czy to się da zapomnieć? Nie.
Dlaczego państwo nie zbudowało ani jednego pomnika, który upamiętniałby tę tragedię?
Nie mamy pogłębionych badań na ten temat, możemy stawiać tylko hipotezy. To uderzające, że na poziomie państwowym nie było żadnego symbolicznego upamiętnienia śmierci osób, które zmarły w pandemii. Nie było nawet o tym rozmowy. Nie mamy języka, którym moglibyśmy o tym mówić. A bez niego trudno przeżywać żałobę.
Może ludzie chcą zapomnieć i nie ma sensu rozdrapywać ran?
Takich rzeczy nie da się wymazać z pamięci. A wspomnienia mogą mieć na nas mniej lub bardziej destrukcyjny wpływ. Najpierw trzeba powiedzieć głośno, że wydarzyło się coś bardzo bolesnego, co pozostawiło ślad w życiu wielu ludzi. Proszę pamiętać, jak wyglądała śmierć w czasie pandemii. Niektórzy umierali dlatego, że nie mieli dostępu do opieki medycznej, inni umierali w samotności, bez możliwości pożegnania się z bliskimi. Rodziny zostały same ze smutkiem i żałobą. Najtrudniejsze jest to, że nie ma społecznego uznania, iż coś na zawsze się zmieniło. W różnych sferach.